wtorek, 1 listopada 2016

Kiedy praca męczy

Na początku jest super. Pierwsze poważne zlecenia. Musisz się do nich przygotować jak najlepiej tylko potrafisz. Szukasz materiałów, kupujesz niezbędne rzeczy, czytasz i z lekkim stresem okraszonym podekscytowaniem czekasz na ten pierwszy dzień, kiedy w końcu wejdziesz do sali szkoleniowej, wrzucisz pierwszego posta w ramach fejsbukowej współpracy, twoja grafika pojawi się na stronie zleceniodawcy, dostarczysz pierwsze zamówione teksty do agencji i zdarzy się cokolwiek, w co angażujesz się całym sercem. Przychodzi jednak listopad, nic ci się nie chce, a twoją głowę ogarniają myśli "kiedy w końcu odpocznę?", a każdy kolejny dzień pracy zakrawa o mordęgę. Do końca kontraktu daleko. Co robić?

Nikt nie jest cyborgiem (a przynajmniej jeszcze nie). Kiedy po wielu miesiącach wytężonej pracy coś, co na początku sprawiało ogromną radość nagle staje się oklepaną formułką, szef dostarcza odpowiednią dzienną porcję adrenaliny, a ty rwiesz sobie włosy z głowy i mówisz o królestwie za tydzień wolnego, to znak, że czas coś zmienić. W przypadku zleceń jest to o tyle problematyczne, że często nie możemy sobie wziąć urlopu. Znajdzie się milion wymówek, że szkoleń nie da się przełożyć albo launch strony, na którą robisz grafiki jest nie do przesunięcia. W pracy na etacie to samo. Poczucie obowiązku nie pyta na pozwolenie, kiedy ma się uaktywnić w twojej głowie - po prostu jest. I psuje absolutnie każdy aspekt życia od poniedziałku do piątku.
CC by 2.0.;Martha Soukup
Ale na serio muszę się do tego zmuszać?

Kiedy jesteśmy psychicznie obciążeni różnymi sprawami z naszego życia, ciężko jest wykrzesać z siebie jeszcze kilka iskierek siły, żeby popchnąć do przodu kwestie związane z rozwojem osobistym. Ten rozwój może być różny, od czytania książek z dziedziny, która nas interesuje (ale nie jest stricte związana z tym, co robimy w pracy) po dodanie kilkunastu minut biegania po spoconym deszczem chodniku co drugi dzień. Tak czy inaczej, przynajmniej u mnie, wszystkie tego typu zdarzenia wymagają przymuszenia się do robienia danej czynności, dopóki nie wejdzie mi ona w krew.
Nie jest to najprostsza i najbardziej pożądana rzecz na świecie, kiedy wieczory w łóżku mijają głównie nad rozmyślaniem o kolejnym dniu w pracy, ale na pewno warto w tym kierunku płynąć swoim statkiem z lekko zardzewiałą od stresu burtą. Dlaczego? Oprócz możliwości zdobycia nowego hobby, wytrenujemy w sobie też pożyteczne przyzwyczajenia - dużo lepsze od wieczornej paczki czipsów przed komputerem.

Co ja właściwie mogę robić? Dość mam przecież zajęć

Na pewno coś, co będzie substytutem wieczornej męczarni umysłowej. Nie marnujesz przy tym czasu. Wszak póki co spędzasz go na próbach ulepszenia swoich projektów lub rozmyśleniami nad poprawą efektywności pracy. A po pracy nie jesteś już w pracy - przynajmniej jakiś krótki czas wygospodaruj dla siebie, a twoje ciało i umysł podziękują ci siłą spokoju. 

Konsekwencja rodzi się w bólach. Często możesz nie mieć ochoty na czytanie kilku stron książki dziennie, ale chętnie oderwiesz się od szarej rzeczywistości. Co jest zatem ważniejsze dla ciebie? To podstawowe pytanie, które trzeba sobie zadać. Komfort psychiczny i relaks chociaż chwilę dziennie czy bezustanne umartwianie o jutro, które najpewniej przyczyni się niebawem do pierwszych problemów zdrowotnych - kwestia do rozstrzygnięcia dla ciebie.

Jeśli jednak decydujesz się na wyrwanie z zabieganego dnia chociaż godziny dla siebie i swojej duszy, pomyśl nad tym, co można w tym czasie zrobić i co będzie plasterkiem na rany po całodziennej walce.

Dla mnie to nie było takie łatwe zadanie. Wszystkie możliwości wydawały mi się albo nudne albo zbyt czasochłonne. Nie mogę się skupiać na jednej rzeczy, operować na jednej aktywności i wiązać z relaksem tylko jednego reduktora stresu. Jak dla mnie, najlepszym i najbardziej długofalowym rozwiązaniem było przekierowanie myśli na zdrowszy styl życia. Większość ludzi wciąż otwiera buzię ze zdziwienia, że jak to, smaczne rzeczy nie zawsze są zdrowe? Ano nie są. Pakując do swojego żołądka kilogramy frytek i pizzy z tłustym serem nie dorobisz się skoku nastroju, a co najwyżej dodatkowych boczków i kilku pryszczy na nosie. 
Aktywność fizyczna również jest wskazana. I to nie taka, że maszerujesz na przystanek codziennie rano i wieczorem. Nikt też nie mówi, że masz od razu biec do sklepu sportowego po nowe buty do biegania i strój termiczny. Przecież aktywność nie zawsze równa się zalanym potem oczom. Spróbuj medytacji, jogi, poczytaj o technikach oddechu, mindfullness, obejrzyj inspirujące treści na YouTube. Przecież tak wiele możesz, a nikt nie musi wiedzieć, że w domowym zaciszu ciśniesz swoje rekordy na rowerku stacjonarnym albo doskonale zgrywasz się z Ewką Chodakowską.
Inną alternatywą jest rozwój osobisty. Czujesz, że jest kilka innych obszarów, które cię interesują, ale twoja moralność szepcze ci po cichu, że przecież w zasadzie masz pracę i to w niej powinno nastąpić doskonalenie. Tyle, że to bzdura, bo nadal możesz w ramach hobby zająć się czymś innym. Interesuje cię nauczanie? Poszukaj kursu trenerskiego. Chcesz nauczyć się obsługi mediów społecznościowych? Poszukaj źródeł, porejestruj się na stronach, dołącz do grup na fejsbuku. Podążaj za tym, co chcesz robić tu i teraz, nie zastanawiaj się czy ten warsztat robótek ręcznych przyda ci się za dziesięć lat.

Oczyść swój umysł i nie miej nic przeciwko

Trzeba wyjść poza swoją strefę bezpieczeństwa.Wygrzebać się z kolorowej pościeli, zrobić coś inaczej niż zawsze. W głowie dudnią trąby, że to się nie uda, nie ma sensu próbować. I to są właśnie te granice strefy komfortu, które trzeba opuścić, żeby zacząć odpoczywać, relaksować się na serio, a nie tylko udawać odpoczynek z pilotem w ręku. Oczywiście, nie neguję, że to dla kogoś może być wartościowym relaksem, ale czasem warto iść po więcej i zrobić coś, co wydaje się być przerażające, ale z czasem stanie się nowym buforem bezpieczeństwa. Prosty przykład: bieganie. Wiesz, że chcesz coś zrobić ze swoim ciałem, ale obezwładnia cię myśl, że wszyscy będą się gapili na twój niezdarny i wolny bieg? Że zrobisz z siebie pajaca? Nic bardziej mylnego - bo tak naprawdę nikogo nie interesuje, że biegasz, że twarz masz czerwoną jak sok z pomidorów. Po kilku razach odkryjesz, że hej, to nie jest takie straszne. Zwyczajnie nie miej nic przeciwko nowym formom relaksu, które do tej pory wydawały się leżeć gdzieś poza zasięgiem.

Uważaj na to, co ma stać się nowym bezpiecznym przylądkiem

Przepuszczanie połowy wynagrodzenia na nowe buty, torebki, narzędzia do majsterkowania, niepotrzebne meble, kolejne gadżety do domu (których i tak już nie masz gdzie stawiać) nie jest dobrym pomysłem. Za kilkanaście dni po zakupowym amoku obudzisz się z pustym portfelem i stres powróci. A zakupy - cóż, poprawiają humor, ale nie o to nam chodzi. Chyba, że jesteś "moim" typem człowieka i zakupy, tłoczne miejsca zupełnie cię odstraszają. 
Zmierzam do tego, że małe gratyfikacje za osiągnięcia są okej, ale czynienie z zakupów i ogólnego odpływu gotówki sensu życia i relaksacji nie jest w porządku. Próbuję przekazać tu treść, że masz wiele możliwości, aby osiągnąć pełen relaks bez nakładów finansowych, bo przecież dążymy do tego, aby formy relaksu, które sobie wybierzesz były długofalowe, prawda? Mają kształtować twoje wnętrze, a nie być kolejnym bzdetem na półce, który stanie się za chwilę nośnikiem kurzu.
Podobnie może się stać np. ze sportem. Dwa dni po pierwszej wyprawie rowerowej czy biegowej już planujesz starty w miejskich maratonach, najlepiej za miesiąc. Przy okazji fundując sobie prostą drogę do przetrenowania, zakwasów, kontuzji i kolejnym powodem do stresu i smutku, jakim może być brak możliwości startu lub daleka pozycja.

Długopis, lista, kolorowe kartki

A teraz usiądź sobie na luzie. Nie jesteś teraz w pracy. Na kartkach spisz, co może być twoją formą relaksu. Oceń wszystkie swoje propozycje w skali od najbardziej prawdopodobnych po najcięższe do zrealizowania (z różnych przyczyn, może akurat teraz nie możesz pozwolić sobie na kupno nowej książki albo masz skręconą na jesiennych liściach nogę). Przyczep je w widocznym miejscu. To o tyle ważne, że często w amoku codzienności zapominamy o swoich marzeniach, dążeniach, planach. Byłoby naprawdę świetnie, gdyby te wszystkie formułki pojawiały się codziennie rano i po pracy w zasięgu twojego wzroku.
Nie ciśnij się, że musisz zacząć od zaraz.
Przeczytanie nawet kilku stron przed pójściem do łóżka to już będzie sukces. I pierwszy krok na drodze do osiągnięcia spokoju ducha.

W przyszłości rozpiszę nieco techniki oddechowe, które możesz stosować w pracy, w domu, w łóżku przed zaśnięciem, a które przyniosą ukojenie dla zszarganych nerwów.

Masz jakieś odskocznie po pracy? Podziel się nimi, niech inni się zainspirują!

poniedziałek, 31 października 2016

Błędy: ocenianie możliwości grupy

Ile razy zdarzyło ci się słyszeć, że dana grupa jest ciężka we współpracy? Odprowadzając dzieci do szkoły albo na zebraniu z rodzicami padały litanie o opłakanym zachowaniu niektórych uczniów? Przed warsztatem pani nauczycielka częstowała cię stwierdzeniami, że Jaś jest niegrzeczny i na pewno będzie przeszkadzał? W takim razie na własnej skórze przekonałaś/eś się czym jest błędne ocenianie możliwości grupy i jak bardzo potrafi to być krzywdzące.

Wielokrotnie zdarzyło mi się uczestniczyć w warsztatach, gdzie jako osoba "z doskoku" prowadziłam zajęcia, a nauczyciele czy osoby pracujące wcześniej z grupą mówiły mi o tym, kto nie lubi współpracować, jaka grupa jest ciężka w obyciu albo kto na pewno będzie przeszkadzaczem. Innymi słowy, od razu budował w mojej głowie jakiś specyficzny pogląd na osobę lub grupę osób, który niczym podświadoma przebiegła szpilka wbijała mi się w głowę pod odpowiednią tabliczką. Wyrabiałam sobie osąd bez uprzedniego poznania grupy. I faktycznie, nawet jeśli bardzo od tych osądów chciałam się odciąć, często i tak zapalała się czerwona lampka alarmowa, kiedy Staś, przed którym ostrzegała pani wychowawczyni zabierał głos. 

Sytuacje w tym kanonie bardzo często towarzyszą nam w codziennym życiu. Kiedy poznajemy nową osobą, koleżankę kolegi, wkraczamy w rejony dalszej rodziny, ciocia mówi nam o nieprzyjemnej sprzedawczyni w sklepie pod blokiem, mama narzeka na swojego szefa albo ktoś ostrzega nas przed przyszłym pracodawcą. Tak budują się osądy, które zakotwiczają się bez naszego pozwolenia gdzieś w najciemniejszych rejonach mózgu, powodując mniejsze lub większe uprzedzenie. Nie jest to zatem temat, który odnosi się stricte do wchodzenia z warsztatem do nowej grupy, ale ogólnym i powszechnym zjawiskiem, któremu da się jednak zaradzić.

Operując na tych negatywnych informacjach dostarczanych przez osoby "w dobrej wierze" można przekształcić ten negatyw w całkowity lub chociaż cześciowy pozytyw. Informacja, jaką dysponujemy ma ogromny ładunek emocjonalny. Sam fakt, że ktoś wspomina o problemach z daną osobą świadczy o takim ładunku, niedograniu się na falach. Może pani z warzywniaka miała zły dzień, a Staś dostał łatkę niegrzecznego gdzieś w pierwszej klasie podstawówki, a ona naznaczyła jego zachowanie do końca etapu edukacji? Można zgadywać, domniemywać. Czy taka informacja faktycznie ostrzega nas przed niebezpieczeństwem? Trudnym warsztatem albo gradobiciem pytań dalekiej rodziny? Nie wydaje mi się, aby miało to w jakikolwiek sposób przygotować do współpracy czy kontaktu z osobami, przed którymi się nas przestrzega. Może być za to znakomitym polem do popisu przez warsztatowca czy nauczyciela i odczarowania klątwy niegrzecznego Stasia.

Łatka niegrzecznego ucznia

Takie łatki nie biorą się znikąd. Może kiedyś stało się coś głupiego i od tamtej pory przyszła naklejka niegrzecznego. Nie jesteś w stanie tego stwierdzić i zbadać. Poleganie tylko na jednym głosie, w tym przypadku dociekanie i zadawanie nauczycielowi pytań, co takiego się stało, że uczeń jest czarną owcą w klasowym stadzie niewiele zmieni, a już na pewno nie na 10 minut przed planowanym warsztatem. Co więcej, może cię tylko negatywnie nastroić do dalszej współpracy, możesz unikać kontaktu z danym "łobuzem" i postrzegać go w dość ciemnych barwach. W niczym to nie pomoże i pogódź się z tym,że czym mniej negatywnych informacji dotrze do ciebie przed zajęciami, tym lepiej będzie ci się pracowało. Dajmy jednak na to, że nauczyciele wskazali uczniów, na których trzeba uważać. W zależności od ilości posiadanego czasu i rodzaju aktywności, możesz zweryfikować, czy faktycznie jest aż tak źle (na ogół nie). Jeśli nauczyciel jest w okolicy, nadzoruje lekcję albo siedzi gdzieś z tyłu z dziennikiem, masz większe szanse na zobaczenie niegrzecznego ucznia w całej okazałości. Nadal jest jednak kilka trików, które możesz wykorzystać w swojej pracy, aby nikt nie poczuł się odsunięty, a "łobuz" nie próbował intencjonalnie rozbić twojej lekcji.

Pomocnik

 

Technika prosta jak budowa cepa. Chłopcy gadają? Dziewczyny chętnie biorą się za ćwiczenia? Zostaną zatem pomocnikami Pani Warsztatowej! Tym sposobem dajesz uczniom poczucie bycia ważnymi, bo są ważni, chcesz, aby czegoś się nauczyli, aby czerpali radość z twoich zajęć. Pomyśl, w jakim ćwiczeniu możesz ich poprosić o pomoc. Wybieraj jednak sensowne rodzaje pomocy, a nie takie, których żaden uczeń nie chce robić. Nie każ nikomu wycierać tablicy albo biec po kredę. Z innych propozycji zastanów się nad np.:
  • rozdawaniem przez pomocników materiałów do ćwiczeń - pomoc nieoceniona, bo rozdawanie karteczek dla całej klasy jest czasochłonne, często tracisz z oczu pół klasy, która w tym czasie zaczyna gadać, a ich umysły zamiast w sali znajdują się gdzieś już w innym wszechświecie
  • pomoc przy ewaluacji ćwiczenia - niech uczniowie pomogą ci liczyć głosy, ankiety!
  • pomoc przy odczycie odpowiedzi - przydatne przy anonimowych ankietach lub ćwiczeniach, gdzie każdy sekretnie spisuje np. swój planowany zawód w przyszłości; nie traktuj siebie jako przywódcy, podziel kartki między siebie, a pomocnika/pomocników, czytajcie razem na zmianę
  • koordynacja ćwiczenia - jeśli wiesz już, jacy są uczniowie, wiesz kto może psuć konwencję twojego ćwiczenia (z różnych powodów, może po prostu interesuje się tematem, o którym mówisz i wynik zadania nie będzie dla niego ani wyzwaniem ani interesującym wnioskiem), niech pomoże ci robić rundy po zali, aby nawigować inne grupy i naprowadzać je na właściwy trop w rozwiązaniu problemu zadanego przez ciebie

Pomieszane umysły

 

Wielu trenerów stosuje technikę mieszania osób w grupach. Na ogół (i w zasadzie możesz się tego spodziewać na swoich warsztatach) wśród osób, które znają się już jakiś czas istnieją popularne połączenia grupowe - super koledzy lub koleżanki chcą pracować ze sobą, "łobuzy" trzymają się razem, z odludkiem nikt nie chce być w grupie itp. Co więcej, sam nauczyciel może cię o tym uprzedzić. Jeśli nie masz wyjścia, możesz spróbować pomieszania.
  • W zależności od ilości grup uczniowie odliczają od 1 do 4 (lub do tylu, ile grup ma być do ćwiczenia); siadają razem. Będą protestować, ale zasady to zasady - musisz im wyjaśnić, że w przyszłości będzie im dane pracować z wieloma różnymi ludźmi, muszą nauczyć się przezwyciężać swoje strachy; praca z innymi ludźmi nie powinna być traktowana jako wielkie osiągnięcie, ale jeśli będzie potrzeba, możesz uczniom zaproponować, że to dla nich specjalne wyzwanie.
  • Odliczanie może być też formą zabawy, jak np. ciągnięcie z ciemnego worka różnych kawałków papieru w kilku kolorach, osoby z tymi samymi kolorami siadają razem
  • Inne formy zabawy to takie, jak chociażby przygotowanie różnych długości patyczków, przedmiotów o różnej fakturze itp
  • Ciekawym sposobem na podział na grupy jest przygotowanie worka rzeczy, które mają jeden wspólny mianownik. Na przykład, jeśli planujesz, aby grupy były 4-osobowe i aby było ich kilka, przygotuj zestawy: cztery rodzaje sztućców (łyżka, widelec, nóż, łyżeczka), przybory do pisania (ołówek, długopis, kredka, marker), artykuły papiernicze (o podobnych wymiarach, np. blok karteczek, wizytówki, kartka z zeszytu złożona na kilka części, kawałek papierowego łańcucha choinkowego) - i tak dalej, zestawów przygotuj tyle, ile grup masz w zamyśle. Wrzuć wszystko do worka, w którym nie można oszukiwać i podglądać. Niech każda osoba wylosuje jeden przedmiot. Ich zadaniem będzie znalezienie na sali osób, które mają przedmioty z ich kategorii. Sami muszą się zastanowić co łączy te przedmioty (np.łyżka i widelec to elementy stołowe a kredka i marker to rzeczy do pisania). Możesz mieć pewność, że losowanie dostarczy twoim uczniom wiele zabawy, a sami nie będą później snuć marudnych uwag w twoim kierunku, że coś z ich doborem grupy jest nie tak (bo sami sobie tak wylosowali)

Indywidualne podejście

 

To tyczy się nie tylko warsztatów szkolnych, ale tych z dorosłymi również. Zdarza się bowiem tak, że trafiasz na kogoś nieśmiałego. Z różnych przyczyn nie czuje się na siłach, aby eksponować swoje zdanie na forum publicznym. Najgorszą rzeczą, jaką można w tym przypadku zrobić, to na siłę takie osoby zachęcać do wypowiedzi. Znasz to może z własnego doświadczenia. Ja ze swojego owszem. Reagowałam stresowo, kiedy czekałam, aż trener lub nauczyciel wskaże mnie do odpowiedzi. Bycie wycofanym było dla mnie okej i liczyłam na uszanowanie tego wycofania przez prowadzących. Jasne, są sytuacje kiedy siedzicie w kółku, każdy mówi kilka słów o sobie - w takim przypadku nie ma to nic z wyrywaniem do odpowiedzi. Chodzi mi bardziej o sytuacje, kiedy kończymy ćwiczenie, większość osób przedstawia ewaluację, ale kilka czuje się niepewnie ze swoimi wnioskami lub po prostu nie chce się wypowiadać. Nie proś na głos, aby ktoś coś powiedział. Istnieje spora szansa, że taka osoba zamknie się w sobie jeszcze bardziej, zawstydzi, a twój warsztat zacznie traktować jako wyjście ze strefy bezpieczeństwa i przestanie skupiać się na dalszej treści edukacyjnej.
Jeśli czujesz, że są w grupie osoby, które nie lubią publicznych wystąpień podejdź do nich indywidualnie. Poproś, aby każdy przeanalizował sobie swoje wnioski i pomyślał chwilę, czy chce coś dodać do ewaluacji zadania, a w tym czasie podejdź do osób, które są w twoim odczuciu wycofane i pogadaj z nimi poza światłami reflektorów publicznego wystąpienia.
Warto podejść do uczestników warsztatu indywidualnie, zwłaszcza że oni też mogą mieć coś interesującego do powiedzenia.

Nie bądź szefem i kopią swojego nielubianego nauczyciela

 

To prawda, ty tu prowadzisz warsztat, ale traktuj swoich kursantów lub uczniów jako równych sobie. Nawet z uczniami możesz pożartować, nawet jeśli dzieli was 20+ lat różnicy, a jednocześnie nie wyjść na przesadnego luzaka.
Nie nastawiaj się. Jeśli już w życiu spada na nas wiadro zimnej wody, że ktoś jest z natury niegrzeczny albo pani z warzywniaka jest jędzą, postaraj się potraktować to jak zwykłą informację - nie wartościuj. Bardzo często okazuje się, że te osoby wcale nie mają nic wspólnego z łatką, jaką im przypięto.

Jeśli masz inne pomysły na radzenie sobie z łatką czarnej owcy w stadzie koniecznie napisz o tym w komentarzu!

niedziela, 30 października 2016

Wróg publiczny: czas na zajęciach

Przedział czasowy, jaki masz na zagospodarowanie lekcji czy warsztatu często nie jest uzależniony od ciebie. Sztywne ramy godzinowe często daje zleceniodawca lub jest to po prostu uzależnione od czasu trwania godziny lekcyjnej. Warto przed wejściem na zajęcia przygotować taki zasób materiałów, który pozwoli uniknąć stresujących sytuacji "z zegarkiem w ręku".

Ile mam czasu?

Na wstępie warto wsłuchać się w słowa swojego zleceniodawcy i doprecyzować, jaki czas mamy na przeprowadzenie zajęć. W przypadku nauczycieli jest to dość proste. Jeśli jednak są to zajęcia pozalekcyjne lub prowadzone zewnętrznie warsztaty firmowe czy szkolne, z godzinami może być różnie.
Zapytaj zatem konkretnie, w jakim czasie masz zrealizować zadany temat. Ekstremalnie ważne w tym przypadku jest ustalenie, czy chodzi o godziny lekcyjne (45 minut) czy zegarowe. Dla szkoleniowców i nauczycieli w grę wchodzą zwykle te pierwsze.

Ile materiału w jakim czasie?

Zawsze lepiej zakładać, że grupa pracuje szybko. Nie jesteś w stanie oszacować, w jakim tempie ćwiczenie będzie zrobione, ile będzie pytań, czy grupa będzie skora do współpracy. O ile wcześniej wiesz, z kim masz do czynienia, sprawa jest nieco łatwiejsza. Będąc nauczycielem i prowadząc zajęcia z jedną klasą, wiesz jaki jest jej tryb pracy. Wchodząc z warsztatami, możesz wstępnie ułożyć w swojej głowie plan, a twoje założenia będą bardziej trafne, niż w przypadku wchodzenia do nowej grupy.

Grupa za wolno pracuje

Kiedy wydaje Ci się, że na zadane ćwiczenia może zejść więcej czasu niż w twoim planie, przygotuj się na dużo częstsze kursy po sali, aby pomagać grupom rozwiązać problemy, które utrudniają ukończenie ćwiczeń o czasie. Ważne jest, aby nie zostawiać grup samych sobie. Jako osoba prowadząca zaglądaj przez ramię i patrz, czy współpraca w grupie idzie w miarę składnie, a w razie potrzeby interweniuj. Musisz też umieć wywnioskować dlaczego dane ćwiczenie idzie opornie. Odpowiedzi może być kilka. 
  • grupa nie widzi sensu/użyteczności w prowadzonym temacie (to dość częste w przypadku obowiązkowych zajęć, przychodzi ktoś z zewnątrz na lekcje albo jako nauczyciel w ramach programu zmieniasz formę zajęć na warsztatowe)
  • ćwiczenie jest niejasne
  • ćwiczenie jest za trudne
Po zdefiniowaniu problemu łatwiej będzie znaleźć rozwiązanie, a tym samym przyspieszyć trochę pracę nad zadaniem. Dobra wiadomość jest taka, że tego typu trudności często nie wynikają z naszego nieprzygotowania tylko z wewnętrznej specyfiki grupy. Warto zatem na początku zajęć poświęcić czas na wyjaśnienie użyteczności tematu i ćwiczenia integracyjne.

Grupa za szybko pracuje

To częste utrapienie osoby prowadzącej warsztat. Jeśli grupa za szybko kończy pracę nad ćwiczeniem, możemy domniemywać, że nasz czas, który założyliśmy na wykonanie ćwiczenia jest po prostu zbyt szeroki. Zdarza się to najczęściej kiedy wprowadzamy zadanie po raz pierwszy i nie było ono nigdy wcześniej testowane. Dlatego:
  • przy projektowaniu ćwiczeń zakładaj zawsze możliwy najkrótszy czas na jego wykonanie
  • staraj się dopasować ćwiczenia do grupy wiekowej, do której je kierujesz (pamiętaj jednak, że w każdej szkole czy grupie mogą występować dysproporcje, nie warto zatem wydawać osądów, że dana grupa nie ma pojęcia o temacie, który prowadzisz; osoby dobrze zorientowane zawsze mogą występować jako pomocnicy warsztatowi)

Rezerwa

Warto mieć w kapeluszu kilka dodatkowych aktywności, które możesz wykorzystać, kiedy coś pójdzie nie tak. Kiedy grupa za szybko pracuje i zostanie czas albo jakieś ćwiczenie wypadnie z obiegu (z różnych przyczyn) można wówczas bezstresowo zajrzeć w listę rezerwowych zadań. Nie ma nic bardziej napinającego umysł niż świadomość, że do końca zajęć zostało jeszcze sporo czasu, a arsenał narzędzi edukacyjnych jest na wyczerpaniu. Wiąże się to z przykrymi konsekwencjami (głównie dla naszego wewnętrznego odbierania swojej skuteczności), jak wcześniejsze wypuszczenie grupy z lekcji czy pretensje, że opłata za zajęcia obejmowała dłuższy czas.
  • do każdego tematu możesz przygotować kilka dodatkowych ćwiczeń (związanych ze stricte zadanym tematem)
  • możesz po prostu stworzyć pakiet uniwersalnych aktywności, które nie dotyczą zadanego tematu, ale są użyteczne - np. trening integracyjny, kolorowe układanki na rozluźnienie atmosfery, ćwiczenia wyjściowe (wyjście z roli, zakończenie tematu)
  • uniwersalne jest zawsze przygotowanie filmów edukacyjnych (krótkich), które powinny być integralną częścią zajęć i dyskusja o nich - ważna uwaga: filmy mają mieć walor edukacyjny, a nie być zwyczajnym klinem na wolne minuty!

Ważne elementy zajęć, które są czasochłonne, a nie powinno się z nich rezygnować

Pamiętaj, że jest kilka elementów, które zawsze (albo prawie zawsze) mają miejsce na warsztatach, lekcjach. Warto zwrócić na to uwagę, zwłaszcza jeśli dopiero zaczyna się przygodę edukacyjną.
  • lista obecności - właściwie zawsze się pojawia; może być czytana albo każdy z uczestników wpisuje się sam; czas może się wydłużyć jeśli prowadzisz zajęcia z obcokrajowcami (problematyka wymowy nazwisk)
  • ćwiczenie integracyjne - startowe; warto poświęcić na to chwilę, aby zajęcia nie były suchym wykładem do anonimowego tłumu; podczas takiego ćwiczenia każdy ma szansę się lepiej poznać lub po prostu wyluzować i zobaczyć, że nie będzie to standardowa lekcja
  • ewaluacja warsztatów - na samym końcu zajęć polecam poświęcić chociaż pięć minut, aby każdy z uczestników na kartkach napisał co mu się podobało, a co wymaga poprawy w warsztacie; jest to cenna informacja dla ciebie w jaki sposób możesz udoskonalić swoje ćwiczenia
  • przerwa - w zależności od rodzaju warsztatu, jaki prowadzisz (czy w ramach lekcji czy nie) musisz założyć, że uczestnicy warsztatu będą spragnieni przerwy na siku, picie, jedzenie, papierosa, telefon; aby uniknąć nieprzyjemnego wiercenia na matach lub krzesłach, pomyśl w którym momencie zrobisz przerwę i ile tych przerw będzie; z doświadczenia polecam 2-3 krótkie przerwy niż jedna masywna, długa, żeby uczestnicy warsztatów nie rozeszli się po budynku i nie wkradło się im do głowy poczucie senności, znudzenia lub kompulsywnego patrzenia na zegarek (co dla prowadzącego jest kolejnym stresorem)
  • jeśli prowadzisz zajęcia e-learningowe, webinary, cokolwiek co nie jest związane z siedzeniem fizycznie na sali, również pamiętaj o tym, aby nie trzymać swoich kursantów za długo przed monitorem  

Nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkiego...

...ale jesteś w stanie przygotować się jak najlepiej do wszystkich niespodzianek.
Podobnie jak zbyt szybkie zakończenie warsztatu można dość łatwo przesadzić z przeładowaniem zajęć. Zbyt dużo aktywności, poganianie uczestników lub bieg przez płotki pod koniec lekcji sprawią tylko, że poczujesz wewnętrzne napięcie, a uczestnikom w najlepszym przypadku przegrzeją się zwoje mózgowe.
Aby temu zapobiec na koniec zajęć możesz przygotować luźniejsze zadania, których ominięcie nie sprawi, że część materiałów zostanie niezrealizowana. Również dobrym pomysłem jest przygotowanie materiałów powarsztatowych, gdzie uczestnicy znajdą przydatne linki lub materiały, które pozwolą im w miarę możliwości uzupełnić wiedzę.

Dlatego w swoim planowaniu warsztatów zaplanuj również czas.